To już 10 edycja W 80 blogów dookoła świata! Ja jednak biorę w niej udział dopiero po raz drugi, a szkoda, bo to naprawdę zacna inicjatywa :). Jakiś czas temu część polskojęzycznych blogerów piszących o różnych krajach i językach skrzyknęła się by stworzyć tę wspólną akcję. Od tamtej pory co miesiąc, a dokładnie każdego 25-ego o 10:00 pojawiają się na blogach biorących udział wpisy dotyczące różnych dziedzin życia. Było już o kuchni, filmach, książkach, edukacji… i wiele więcej! A jeżeli sami poruszacie u siebie podobne tematy związane z jakimś językiem i krajem, możecie także dołączyć! Najlepiej odwiedźcie w tym celu naszą Facebookową grupę lub piszcie na blogi.jezykowe1@gmail.com :).
Tym razem wpis natury nieco bardziej osobistej. Padło bowiem na 5 pytań do blogera (choć nie każdy musiał wybrać te same 5), na które dziś odpowiadam najszczerzej jak potrafię :). Ponieważ blog dotyczy głównie języka angielskiego, w pytaniach postanowiłam odnieść się właśnie do niego i krajów anglojęzycznych. Miłej lektury!
1. Mój pierwszy pobyt w kraju anglojęzycznym
No cóż, aż może głupio się przyznać, ale był to nie tylko pierwszy, ale jedyny pobyt (zdecydowanie trzeba nadrobić!). Gdzie? Oczywiście w Londynie! Teraz, poza wizytą w Nowym Jorku, która przeraża mnie nieco ze względu na podróż (naprawdę nie lubię latać!), marzy mi się właśnie by ponownie tam pojechać !
Przy pierwszym naszym spotkaniu Londyn całkowicie mnie zachwycił! „Chwilę” wcześniej byłam w Rzymie, który jest przecież totalnie inny. Mieszkaliśmy gdzieś niedaleko Liverpool Street Station. I pamiętam, jak dziś, że przy pierwszym przejeździe przez miasto od razu rzuciły mi się w oczy „pokaźne” budynki City. Jeden z wieżowców, obok którego przejeżdżaliśmy był tak wysoki, że ciężko było dostrzec jego czubek, wyglądając przez okno. Podobało mi się to. Chyba najbardziej poprzez kontrast, który dostrzegałam po wizycie w Rzymie. Ta nowoczesność Londynu :).
Wspomnienia z tej wycieczki zawsze przywołują mi też na myśl sposób poruszania się po mieście. Wówczas nie było jeszcze u nas (teraz już na pewno są w Warszawie, nie wiem jak tam gdzie Wy mieszkacie) rowerów miejskich. A w Londynie były niemalże na każdym rogu ;). Skorzystaliśmy. Jeździliśmy na rowerach wszędzie. Chyba tylko jeden jedyny raz zdecydowaliśmy się na autobus, co było wynikiem całodziennego zmęczenia. Poza tym, że mogłam poruszać się po całym mieście za całego 1£ dziennie, szczególną uwagę zwróciłam na to jak bardzo uważny byli kierowcy w stosunku do rowerzystów. W Warszawie w życiu nie zdecydowałabym się na jeżdżenie po ulicy. Nawet po ścieżce rowerowej ;).
W Londynie byłam dokładnie na przełomie października i listopada. Na szczęście nie trafiliśmy na typową „angielską pogodę” i zwiedzanie było bardzo przyjemne. Nie było ani za ciepło ani za zimno. Za to przy domach widać było kolorowe, halloweenowe dekoracje, a na głównych ulicach przygotowania do odpalenia tych świątecznych. Fajnie było to zobaczyć.
Poza tym, idealnie pamiętam wizytę na Camden Market, spacer wieczorową porą wzdłuż Tamizy i te charakterystyczne kolorowe drzwi londyńskich domów. Ale gdybym miała się o tym wszystkim rozpisywać, chyba nie dobrnęlibyście do kolejnego pytania ;).
2. Miejsce w kraju anglojęzycznym, którego jeszcze nie wdziałam, a chciałabym zobaczyć
Pamiętam, jak jakiś czas temu natknęłam się na „artykuł” o bodajże 10 zaskakujących miejscach w Wielkiej Brytanii. Faktycznie, gdybyście patrzyli na zdjęcia bez podpisów, na pewno pomyślelibyście, że znajdują się zupełnie gdzie indziej! Wówczas pomyślałam „Ale super! Chciałabym tam pojechać…”, ale dziś nie pamiętam żadnego z nich! 😉 Pewnie właśnie dlatego, że wcale a wcale nie kojarzą się w Wielką Brytanią… Za to za każdym razem, jak myślę o tamtejszych rejonach przychodzą mi na myśl krajobrazy z uwielbianego przez mnie w młodości (dobra! wciąż jestem młoda, ale wiecie o co chodzi…)
Bravehearta! Podobno znaczna cześć filmu kręcona była w Irlandii. Jest tam naprawdę przepięknie! Chciałabym zobaczyć to na własne oczy:
Drugie co przyszło mi na myśl po przeczytaniu treści pytania, to z kolei angielski krajobraz z filmu Holiday! Jak oglądałam go po raz pierwszy, to zaczęłam zastanawiać się czy to miejsce, w którym znajdował się dom Iris istnieje naprawdę… Sami przyznajcie – wygląda jak z baśni ;). Ale mimo wszystko, z domkiem prawdziwym czy nie, nie obraziłabym się na wizytę na takiej „wsi”! A ta akurat jest jak najbardziej rzeczywista. To miejscowość Shere, położona ok 40 km na południe od Londynu. Z kolei fasada poniższej budowli została zbudowana podobno specjalnie na potrzeby filmu, ale właśnie na wzór typowego domu z tamtejszych okolic :).
3. Moje ulubione powiedzenie w języku angielskim
Nad odpowiedzią na to pytanie zastanawiałam się już od jakiegoś czasu… W całości brzmiało „Ulubione motto/cytat/powiedzenie w języku X” i być może wiele osób wybierze coś „ambitniejszego”. Ja jednak zdecydowałam się na to, które idealnie wpasowuje się w wiele życiowych sytuacji i które (zapewne pod wpływem amerykańskich seriali) często zdarza mi się wypowiadać po nosem ;). A mianowicie damn it! 😉 Możecie się śmiać, ale naprawdę nie znam żadnego polskojęzycznego odpowiednika, który brzmiałby tak dobrze. „A niech to” czy inny „szlag” brzmią jak dla mnie zupełnie nienaturalnie ;).
4. Jedna rzecz z Wielkiej Brytanii, którą zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę
No cóż, nie wiem czy ta odpowiedź zostanie uznana za poprawną, ale zaryzykuję! 😉 Chciałabym zabrać ze sobą
crumlbe! Ten pyszny, owocowy deser pochodzi właśnie z Wysp Brytyjskich. W oryginale są to po prostu jabłka zapiekane pod kruszonką, co wielu osobom kojarzy się z szarlotką, a przynajmniej jej szybką wersją ;). Ale wariacji na temat tego deseru jest bardzo wiele. Moja ulubiona to
crumble z malinami! Oczywiście pododawane na ciepło. Połączenie lekko kwaśnych owoców ze słodką, maślaną kruszonką to naprawdę jedna z najsmaczniejszych rzeczy, jakie jadłam! A do tego tak prosta w przygotowaniu. Gdyby po przeczytaniu tego wpisu naszła Was na nią ochota, polecam
ten przepis, choć wykorzystać będziecie musieli mrożone owoce… 🙂
5. Mój największy sukces związany nauką języka
Na koniec zostawiłam sobie to pytanie, ponieważ wydało mi się nieco bardziej ogólne. W sumie mogłabym tu napisać o różnych językach, ale jeżeli pamiętacie mój
wpis z okazji (już zeszłorocznego!) Europejskiego Dnia Języków, wiecie jak to mniej więcej wyglądało :).
Mój chłopak śmieje się, że moim największym sukcesem związanym z angielskim jest to, że nauczyłam się wreszcie wymawiać słowo immediately bez seplenienia. Choć jeszcze wciąż nie zawsze mi się to udaje ;).
A tak serio, myślę że największym sukcesem jest opanowanie go na tak dobrym poziomie (musi być dobry, w końcu uczę innych!), mimo że zaczęłam uczyć się go tak późno. Dla tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą – moim drugim językiem nie był wcale angielski, a francuski. To właśnie francuskiego zaczęłam uczyć się jako dziecko. Przed angielskim były także hiszpański i rosyjski, a w liceum dołożyli mi jeszcze niemiecki… Oczywiście to, że nie uczęszczałam na żadne konkretne zajęcia nie oznaczało, że nic zupełnie z angielskim wspólnego nie miałam. W dzisiejszych czasach to chyba niemożliwe! Nie, to właśnie dzięki osłuchaniu (w filmach, piosenkach) i zapewne tzw. predyspozycjom językowym, nauka angielskiego przyszła mi tak łatwo. Dziś to on o głowę wyprzedza francuski, co chyba powinnam uznać za swoją językowa porażkę… Choć może jestem dla siebie zbyt surowa ;).
___________________________________________
A oto co mają do powiedzenia pozostali Blogerzy:
Wielka Brytania:
a ja robię wspaniałe crumble z jagodami i mascarpone!
To może podasz przepis? 🙂
Ja też uwielbiam te kolorowe drzwi! W ogóle Anglia wydaje mi się coraz bardziej malownicza. 🙂
"Damn it!" często słychać u mnie w domu z ust mojego męża 😉
Wiesz może czy crumble to będzie to samo co cobbler w filmie "Rzeź"?
Nie wiem niestety… Przyznam, że nie widziałam tego filmu… 🙂
Koniecznie nadrób zaległości- film warty obejrzenia mimo, że gra w nim tylko 4 aktorów i akcja rozgrywa się cały czas w jednym mieszkaniu. Ale za to gra w nim laureat Oscara- Christoph Waltz, którego bardzo lubię odkąd zobaczyłam go w Bękartach wojny i później jeszcze w Django,
Patrzcie co właśnie znalazłam – przepis P.Wnuk na cobbler z filmu "Rzeź" ;)) https://www.youtube.com/watch?v=pHHMaVE2psQ
Kojarzę ten deser, jadłam go kiedyś w Anglii właśnie i bardzo mi smakował 🙂
Akurat właśnie crumble był jednym z wyjątków od dań, które nie smakowały mi w Anglii ;D Jadłam tylko wersję z jabłkami, zainspirowałaś mnie do przyszłego obżarstwa 😀
Domek z Holiday faktycznie bajeczny.. 🙂 A zwiedzanie Londynu na rowerze to świetny pomysł, żałuję, że sama go nie wprowadziłam w życie.
Nigdy nie jadłam crumble z malinami, ale uwielbiam maliny tak bardzo, że pewnie mogłoby to być moim ulubionym deserem! przepis z pewnością wypróbuję 😀 ja jeszcze nie miałam okazji zwiedzać Londynu, ale jak nadejdzie ten moment to z przyjemnością pozwiedzam go na rowerze 🙂
Wypożyczenie roweru naprawdę było tak tanie w Londynie? Cenna informacja – może się kiedyś przyda, bo mieszkając w Holandii baaardzo polubiłam ten środek transportu 🙂
Tak! Można jeździć za 1 funta, pod warunkiem, że zmienia się rower co (chyba) pół godziny – ale to akurat nie jest trudne, zważywszy na to ile ich tam jest. Mowa o takich rowerach miejskich, które bierze się ze "stacji dokujących" oczywiście 🙂 Świetna sprawa, naprawdę polecam.
A ja nie byłam jeszcze nigdy w Anglii 🙂 Chyba mało już jest takich osób 😀 Nic nie wiem o angielskiej kuchni (poza jakimiś obiegowymi opiniami), więc bardzo chętnie zacznę od crumble, bo wygląda pysznie!
Jest pyszne! Spróbuj koniecznie 🙂
Daj proszę koniecznie znać jak będziesz się wybierać do Nowego Jorku!
Co do wizy to coraz częściej jest to tylko formalnością… także nie powinno być najmniejszego problemu.
Serdeczności!
Jak zwykle dużo tu u Ciebie pozytywnej energii, czy piszesz o tym, jak uczysz, czy o tym, jak podróżujesz.
Pozdrowienia!